O samodzielności młodych ludzi
Młodzi ludzie coraz później i mniej chętnie się usamodzielniają. Oczywiście nie można generalizować, ale problem występuje. Jakie są przyczyny późnego wchodzenia w odpowiedzialną dorosłość? Czy da się ten proces zahamować?
- Aleksandra Mielczyńska, TV Orion
- Dzień dobry ze mną w studiu dzisiaj jest Robert Kowalczuk, psychoterapeuta.
O samodzielności młodych ludzi dziś porozmawiamy. Stawiam takie pytanie, czy w ogóle możemy, biorąc pod uwagę najmłodsze pokolenia, wchodzące w życie, mówić o samodzielności, czy też tutaj w tym obszarze, są jakieś zaburzenia?
– Trudności są, dlatego że jak patrzę, przez pryzmat swojej pracy, bardzo często zdarza się tak, że młodzi ludzie przychodzący po pomoc mają trudność ze samodzielnością, z taką dorosłością, z podejmowaniem decyzji, jest duża niedojrzałość emocjonalna i mała odporność na stres. To też trochę nie wynika tylko z nich samych, ale myślę, że tak rodzice z jednej strony podchodzą do tego, radź sobie samemu, czyli rzucanie na głęboką wodę, skupiają się na czymś innym albo są mocno nadopiekuńczy, czyli trzymają ten parasol za długo i to wszystko nie ma tej równowagi w wychowaniu.
– No tak, ja tak sobie myślę, kiedy myślę o problemach z młodymi ludźmi, że ktoś ich wychował albo właśnie nie wychował, tak, że tutaj problem nie jest tylko po ich stronie, ale rzeczywiście można mówić o tym, że młodzi ludzie usamodzielniają się też troszeczkę później niż to było jeszcze 20 lat temu.
– Tak, starają się jak najdłużej zostać przy mamie i przy tacie, bo jednak jest tak wygodniej.
– Wygodniej, naprawdę?
– To znaczy, z ich punktu widzenia, jak z nimi rozmawiam, to widać, że oni patrzą przez pryzmat wygody. Mówią – no wie Pan, no jednak jest to wszystko przygotowane, ja chodzę do pracy zarabiam jakieś pieniądze, no ale jednak ubrania są wyprane i obiad też ugotowany. Czyli ten element takiego poczucia bezpieczeństwa podstawowego jest zaspokojony, no i na tą samodzielność nie ma czasu w tym momencie.
– No tak, ale nie przeszkadza to młodym ludziom, takie naturalne z kolei przy wspólnym mieszkaniu, pytanie o której wrócisz, gdzie idziesz?
– Nieraz się zdarza, że są w tej kwestii duże sprzeczki i duże takie tarcia, ale to jest taki element trochę buntu, na zasadzie – zbuntuję się, trochę się postawię, ale wracam do punktu wyjścia. Oczywiście nie możemy generalizować, że cala populacja młodych ludzi teraz w tym kierunku działa, ale myślę, że jeżeli ktoś nie wyjeżdża z domu, w kontekście studiowania, bądź osobnego zamieszkania , chociażby przez ten okres, powiedzmy do 30 roku życia, to nie czuje tej samodzielności i ciągle jest przyzwyczajony do takiego stylu.
– Czy ta samodzielność na rynku pracy to ma znaczenie? Bo załóżmy młody człowiek, który mieszka jeszcze przy rodzicach, ma już samodzielną prace i tam samodzielne obowiązki, czy to się jakoś nie przekłada? Czy nie są też, jako pracownicy, mniej samodzielni?
– To znaczy, wie pani co, często jest tak, że na płaszczyźnie zawodowej, szkoła w nich kształtuje taka umiejętność podejmowania decyzji, działania w projektach, współpracy. Ale jak już przechodzimy na płaszczyznę osobistą, to tu, ta część myślę sobie, ze często jest takim deficytem.
– Czyli budowaniem własnego życia i już swoich własnych relacji?
– Tak. Także tutaj w tej kwestii osobistej to jest bardzo często taki konflikt wewnętrzny pomiędzy jednym a drugim i jeszcze w momencie, w którym pojawia się refleksja u młodych ludzi to jest dobrze, bo wtedy zaczynają się zastanawiać, czy to co mają w domu, czy to jak żyją, jest dobre, czy nie warto czegoś zmienić, patrząc przez pryzmat na przykład swoich kolegów czy koleżanek. Ale jak jest taki element ciągłego tkwienia w tym i pójścia w tym kierunku, no to zmiana może przyjść nawet i koło 40 roku życia, o ile przyjdzie w ogóle. Zdarzały się kiedyś takie sytuacje, jak rozmawiałem nawet z kimś, ze mama robiła wszystko i w momencie, kiedy mama odeszła, ten człowiek stawał się takim kaleką życiowym. Nie potrafił sobie zrobić herbaty, nie potrafił niczego, bo wszystko miał podane na tacy.
– To widać też w urzędach, przypomniała mi się taka scenka rodzajowa z urzędu pracy, kiedy 40 paro letni bezrobotny przyszedł z mamą i jeszcze był zdziwiony, ze ktoś się tam dopytuje, dlaczego i o co chodzi. Co zrobić, bo te młode pokolenia, ten brak samodzielności to zatacza chyba coraz szersze kręgi i ci ludzie będą wychowywać kolejne pokolenie, dokąd idziemy?
– To nie idziemy w dobrym kierunku, bo myślę sobie, ze idziemy w kierunku, w którym będziemy, my psycholodzy, psychoterapeuci, uczy tego, jak żyć samodzielnie.
– A więc będziecie mieć więcej pracy?
– Ale to też nie jest do końca dobre, bo tak naprawdę to są takie deficyty, które można na płaszczyźnie rodzinnej, rozwiązywać. Szczerze mówiąc, od najmłodszych lat trzeba uczy jakiś takich samodzielności, ja wiem, że teraz wszystkie możliwości dają nam poczucie takiego bezpieczeństwa, ale wypuszczanie tej osoby, wypuszczanie tego dziecka, dawanie mu pewnych zadań, jest dobre, często jest tak, ze dzieci nie maja w ogóle żadnych obowiązków. Poza tym, że chodzą do szkoły, to żadne inne obowiązki ich tu nie dotyczą, nie mówię, że wszyscy.
– Bo czasami bywa tak, że dziecko jest chronione trochę przed tymi obowiązkami i nagle kiedy staje się nastolatkiem, rodzice wymagają od niego iluś tam obowiązków i wtedy jest bunt, bo to się pojawia nagle, tak?
– Tak, no bo to jest strach i obawa, bo do tej pory nie robili niczego. Jak czegoś nie znamy i nie umiemy tego zrobić to od razu się tak jakby oporujemy i pojawia się w nas lęk, staramy się po prostu wyprzeć temu i nie robi tego. Rodzic nagle jest zdziwiony, bo to nie da się tak, że żyje sobie dziecko przez 20 lat, chronione, i nagle 20-sto paro latek pójdzie i będzie potrafił ugotować sobie, posprząta, zrobić takie podstawowe zakupy. To musi być proces, którego się uczy w całym swoim okresie dorastania. Czym więcej go uczymy, czym więcej dajemy mu takiego zaplecza, pozwalamy mu na zagospodarowanie, czy finansami, czy swoim czasem, czy obowiązkami, to przekłada się, tak jak pani mówi, na płaszczyznę zawodową, bo tam też dostajemy zadania, z których się musimy wywiązać, musimy współgrać, ale w życiu takim osobistym też daje nam bazę do tego, żebyśmy mogli normalnie funkcjonować. Ja nie mówię o jakiś obowiązkach, że teraz dzieci muszą przejmować obowiązki rodziców, tylko bardziej wdrażaich w różne rzeczy, żeby one się nauczyły.
– Tak, żeby czuły się współgospodarzami w domu.
– Potem często jest tak, że rodzic przychodzi i mówi – no bo on czy ona przychodzi i się czuje w domu jak w hotelu. No czuje się jak w hotelu, bo tak był traktowany, przychodził, jadł, wychodził do szkoły, no w którymś momencie ta szkoła się skończy, no to wychodzi do pracy i przychodzi i robi ten sam schemat. Jeśli nie ma poczucia właśnie takiej przynależności do tego, ze jednak może coś robi i coś wkładać, to my ludzie jesteśmy takimi istotami, że musimy mieć takie poczucie przynależności i poczucie, że chociaż troszeczkę coś wkładamy, wtedy się angażujemy w całości, a tak to jak nie mamy tego to traktujemy ten dom jak hotel.
– Chcemy ich chronić?
– Dokładnie, bo chroniąc robimy tak naprawdę krzywdę. Robiąc za kogoś, sprzątając w pokoju, robiąc za niego różne obowiązki, dając mu tylko do zrozumienia ucz się i nic więcej nie rób, tak naprawdę robimy mu krzywdę. Bo w tym momencie to jest fajne, bo ja sobie posprzątam, zrobię po swojemu, ale gdzie on się nauczy? To jest niebezpieczny grunt, bo później w życiu, pójdzie do pracy, będzie musiał się wykazać, to już nikt nie będzie go oszczędzał, tylko będzie rozliczany ze swoich działań.
– Ostatnie pytanie. Jak trafiają do pana ci młodzi ludzie, to przychodzą sami czy przyprowadzają właśnie rodziców?
– Najczęściej starają się przychodzić rodzice, dzwonią często też rodzice, i to co zawsze jest dla mnie zdziwieniem, bo ja zawsze dopytuje, w kontekście jak mówią bo chciałabym czy chciałbym umówić syna czy córkę, pytam o wiek. Bo często się zdarzało, ze dla mnie umówić poprzez rodzica, to jest kwestia nastolatka, czy nawet do 20 roku życia, ja to rozumiem, ale często bywa tak, że oni chcą umówić 30-sto czy 40-sto latka, bo sobie z nim nie radzą, bo coś tam się dzieje, dlatego dopytuję o wiek, bo nagle się okazuje, że to nie nastolatek tylko osoba starsza i to nie ona osoba chce się umówić tylko właśnie jej rodzic.
– To tak naprawdę rodzic powinien się umówić?
– Tak. Zostawić dziecko za przysłowiowymi drzwiami i samemu się umówić, bo to wszystko nie jest takie proste jak się wydaje.
– Bardzo dziękuję za spotkanie i za rozmowę. Państwa i moim gościem był Robert Kowalczuk.
– Dziękuję.
Źródło: https://www.youtube.com/watch?app=desktop&v=ZfrwQR1z1ik